Dodana: 1 luty 2007 08:59

Zmodyfikowana: 1 luty 2007 08:59

Konsul na granicy

21 godzin na przejściu granicznym w Kuźnicy Białostockiej byli przetrzymywani: konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Krętowski i wicekonsul Janusz Dąbrowski.

Cała historia zaczęła się od zatrzymania Janusza Dąbrowskiego, który jechał na Białoruś, do konsulatu w Grodnie, gdzie pracuje. Potem zatrzymano Andrzeja Krętowskiego, który dojechał na przejście, aby wyjaśnić incydent. Pracownicy białoruskich służb granicznych nie chcieli ich ani wpuścić na terytorium Białorusi, ani wypuścić do Polski.


Dąbrowski po stronie polskiej nie miał żadnych problemów.
- Dyplomaci podlegają tzw. odprawie kurtuazyjnej. Oznacza to, że nie czekają w kolejce, a przez przejście przejeżdżają pasem dla VIP-ów - mówi Anna Wołoszyn, rzecznik prasowy Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej. - Generalnie obowiązuje zasada, że dyplomata akredytowany w Polsce posiada immunitet i jest nietykalny. Zasady te określa tzw. konwencja wiedeńska z 1961 roku.


Od zasady jest pewne odstępstwo. Służby graniczne mogą poprosić o pokazanie zawartości samochodu czy bagażu, jeśli podejrzewają, że znajdują się w nim przedmioty, których wwóz lub wywóz na teren ich kraju jest zabroniony.

Kłopoty Dąbrowskiego zaczęły się, gdy podjechał do białoruskiego punktu.
- Usłyszałem, że nie otworzyłem samochodu na ich żądanie. Nie sprecyzowali też, o co może im chodzić. Usłyszałem tylko, że w moim samochodzie mogą być jakieś materiały, których wwóz na teren Białorusi jest zabroniony - opowiada konsul Dąbrowski.
Na miejscu niemal od razu pojawił się konsul generalny w Grodnie, Andrzej Krętowski. Od początku podkreślał, że konsul nie może się podporządkować decyzji władz białoruskich, bo to by oznaczało, że w przyszłości wszystkie samochody na "tablicach dyplomatycznych" będą podlegać kontroli.

Andrzej Krętowski i Janusz Dąbrowski przez ponad dwadzieścia godzin byli praktycznie odcięci "od świata". - Byliśmy odseparowani - nie ukrywa Dąbrowski. - Z przodu i z tyłu za naszym samochodem stanęły dwa inne pojazdy, żebyśmy nie mogli ruszyć z miejsca.
Krętowski dodaje, że przez cały czas byli pozbawieni żywności i wody. Nie mieli też możliwości umycia się. Jedynym sposobem komunikowania się z kolegami z konsulatu był telefon. Raz też udało się dostarczyć do "więźniów" herbatę, kanapki i banany.
- Natomiast Białorusini traktowali nas, jak osoby zawieszone w powietrzu, które nie mają żadnych potrzeb - mówi Krętowski.


Białorusini pozwolili dyplomatom wrócić do Polski dopiero 27 marca w godzinach wieczornych. Zapowiedzieli, że wpuszczą ich z powrotem na Białoruś, ale pod warunkiem - samochód Dąbrowskiego musi zostać po naszej stronie szlabanu.

- To próba sił. Widziałem, jak pogranicznicy uśmiechali się, mieli naprawdę dobrą zabawę. To był moment, kiedy mogli pokazać nam swoją wyższość - powiedział przed odjazdem na Białoruś Krętowski. I dodał, że zdarzenie należy traktować jako odpowiedź na ostatnie wydarzenia polityczne. Na koniec Dąbrowski pokazał bagażnik swojego samochodu - było w nim tylko kilka toreb z zakupami z Polski.

Kurier Poranny

Logo serwisu Twitter Logo serwisu Facebook